Czy dziecko jest lekarstwem dla związku?

Spotykam się z opinią, że dziecko pomaga w problemach małżeńskich. Spaja partnerów, umacnia związek. Jest promykiem radości, iskrą do działania oraz łącznikiem. Słyszę od niektórych, że dziecko ma moc naprawiania.

Na problemy dziecko?

Przed pojawieniem się mojego synka na świecie nawet ja nabierałam się na to, że dziecko ma niezwykłe moce. Moc uzdrawiania relacji, moc zmiany życia na lepsze. Wraz z jego narodzinami w rodziców wstępuje nowa siła, energia, wieczny uśmiech, niespożyte pokłady cierpliwości i niewyczerpywalna pula szczęścia. Taki obraz obserwuję w filmach, reklamach i takie stworzyłam sobie wyobrażenie na temat życia z dzieckiem. Wyobrażenie idealne, ale nierealne. Dlaczego? Dlatego, że rodzice narażeni są na wiele trudności, a o nich poniżej.

Tortury rodzicielskie

Jedną z metod tortur na świecie jest deprywacja snu. Takiej „torturze” poddawani są niemal wszyscy rodzice na początku ich wspólnego życia z dzieckiem. Brak snu jest na tyle poważnym czynnikiem, że pogarsza nasze funkcjonowanie w każdej sferze życia. Małe problemy urastają na zasadzie kuli śnieżnej do niebotycznych trudności. Jak zatem w takiej sytuacji partnerzy mają traktować przyjście dziecka na świat jako lekarstwo? Ja i mąż kłóciliśmy się częściej, gdy pojawił się na świecie nasz syn. Byliśmy zirytowani, szybko wpadaliśmy w zdenerwowanie, a maratony płaczu naszego dziecka sprawiały, że czuliśmy się zwyczajnie zagubieni i wyczerpani. Do tego dochodził brak czasu na bycie tylko we dwoje, na zaspokajanie własnych potrzeb. Dlatego stawiam tezę, że dziecko jest wspaniałym darem, przynosi ogromną radość rodzicom i nierzadko otoczeniu, ale nie załatwi za nas problemów i nie jest lekarstwem dla związku.

A czy dziecko zbliża oddalonych od siebie rodziców?

Według mnie życie z dzieckiem jest trudniejsze, bardziej skomplikowane (dochodzą nowe obowiązki) i pełne nieoczekiwanych, często stresujących zwrotów akcji. Oddaleni od siebie rodzice mogą zawsze się zbliżyć, ale czy to dziecko jest magnesem? Mnie się wydaje, że niekoniecznie, bo z dzieckiem jest najzwyczajniej w świecie trudniej. Pewne rzeczy są bardziej skomplikowane, jak randkowanie tylko we dwoje, wychodzenie z domu. Innych rzeczy jest więcej, ponieważ dochodzą nowe obowiązki oraz wyzwania. Zbliżamy się do siebie wtedy, gdy tego chcemy i do tego dążymy, a nie dlatego, że mamy dziecko. Samo przyjście na świat dziecka nie zmieni naszej sytuacji na lepsze. Dziecko nie ma magicznych mocy naprawczych. Pojawienie się na świecie maluszka często burzy nasz dotychczasowy rytm funkcjonowania i uzmysławia nam to, co nie do końca działało. Jeśli mieliśmy problemy małżeńskie przed pojawieniem się dziecka, nie znikną wraz z narodzinami maleństwa.

Rola dziecka nie polega na tym, by nam coś zrekompensować czy naprawić. Do nas rodziców należy to zadanie. My jako dorośli jesteśmy wyposażeni w wiele kompetencji oraz mechanizmów, których dziecko jeszcze nie nabyło. Dziecko to pusta filiżanka, do której wlewamy to wszytko, czym chcemy je wyposażyć. Nasze umiejętności, nasz stosunek do świata, sposoby reagowania w trudnych sytuacjach. To my mamy być wsparciem dla dziecka i nie oczekiwać od maleństwa, że dostaniemy od niego prezent w postaci poprawy relacji, czy lekarstwa na trudności. No chyba, że mówimy tu o problemie nadmiaru czasu, wtedy faktycznie dziecko nas z tego „wyleczy”.

Pamiętajmy, żeby nie stawiać dziecka w roli naprawiacza relacji. To bardzo obciążające dla dziecka. Natomiast rodzice zamiast brać problemy na klatę, praktykują myślenie życzeniowe, umiejscawiając źródło kontroli w czynniku zewnętrznym. Rodzice, nie róbmy tego. Załatwiajmy sprawy dorosłych z dorosłymi. Pracę nad związkiem zaczynajmy od siebie i pracujmy nad swoimi problemami między nami, partnerami. Dziecko nie powinno być traktowane jako lekarstwo dla związku, a jako dopełnienie 😉 Tego się trzymam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *