Po co nam kryzys?

Każdy z nas ma czasem gorszy dzień. To normalne, prawda? Co jednak, gdy takie gorsze dni powtarzają się co jakiś czas?

Kiedy przebywamy zamknięci w domach, bo jest zimno, bo pandemia, bo mamy malutkie dziecko, bo pracujemy zdalnie…?

Mierzyłeś kiedyś niewygodne buty? Tak beznadziejne, że po tym jak włożyłeś własną parę poczułeś się jakbyś na nogach miał mercedesy? Fatalny dzień porównuję właśnie do pary plastikowych, chińskich adidasów. Kiedy mamy je na nogach czujemy się beznadziejnie. Gniecie nas tu i tam tak, że nie jesteśmy w stanie wytrzymać. Musimy je koniecznie zdjąć. Inaczej ma się sytuacja, gdy nasze buty nie są idealne, ale też jesteśmy w stanie w nich chodzić. Choć nie wyglądają świetnie, nie ma obciachu jak wyjdziemy w nich na spacer. Może wolelibyśmy wtedy nie spotkać kogoś sławnego, ale generalnie dają radę. Wiemy, że w przyszłości będziemy chcieli je zmienić, ale w tym sezonie jeszcze na pewno zostaną z nami. 

O co chodzi z tymi butami? Po co Ty to czytasz?

A no widzisz, kryzys to takie chamskie, chińskie adidasy z plastiku. Beznadziejnie niewygodne. Musisz się ich pozbyć, jeśli nie chcesz płakać jak bóbr. Sytuacja jest nie do zniesienia.

Kryzys bardzo często nas mobilizuje do szukania rozwiązań. Kiedy jest średnio, ale nie beznadziejnie, łatwiej nam trwać w takiej sytuacji. To takie adidasy bez obciachu, ale też bez polotu. Sytuacja, w której nie jest nam idealnie, ale też nie cierpimy dużego dyskomfortu. Inaczej sprawa ma się w kryzysie, który często staje się okazją do wzrastania. Ostatnio załapałam tak ciężki dzień, że miałam ochotę położyć się i płakać. Wieczorem, kiedy zdałam sobie sprawę, że następny dzień może być dokładnie taki sam pomyślałam, że ja nie dam rady tego przeżyć jeszcze raz. Wykituję, jeśli będę czuła się tak jak wczoraj. Zaczęłam myśleć, co mogę zrobić inaczej, żeby zmienić swój nastrój. Szukałam rozwiązań i znalazłam. Uwierzcie, że znalazłam jedną rzecz, która mi szalenie pomaga. Jest nią poranna medytacja na dobry dzień. Trwa tylko 10 minut, a ładuje moje akumulatorki i choć trudno w to uwierzyć, zmienia moje życie. 

Przed tym, jak nie załapałam stanu beznadziejności, trwałam w moim trybie dzień za dniem. Miałam gorsze i lepsze momenty, ale generalnie dawałam radę. Oczywiście mogłam ulepszać moją codzienność, ale zabrakło mi motywacji. Dopiero, kiedy doświadczyłam cierpienia, prawdziwej beznadziei, zmobilizowałam się poszukać czegoś, co mi pomoże. 

Dwie najsilniejsze motywacje to dążenie do przyjemności oraz unikanie cierpienia.

Zaryzykuję, że chęć uniknięcia cierpienia mobilizuje nas bardziej, niż nagroda. Nawet kodeksy prawne są zbudowane tak, że za przekroczenie norm, niedotrzymanie nakazów czeka nas kara, czyli cierpienie. Ile osób na drodze zwalnia w obawie przed uzyskaniem mandatu? Całe mnóstwo! Dlatego kiedy załapujemy taki gorszy dzień, możemy to wykorzystać i do tego zachęcam każdego. Kryzysy są naprawę okazją do tego, by zmienić nasze życie. Ulepszyć je. 

Jak przekuć kryzys w ulepszenie życia?

  1. Zrób coś inaczej. Powtarzając ten sam schemat jesteś skazany na porażkę. Dlatego dokonaj zmiany. Jeśli po beznadziejnym dniu włączasz serial, jesz czekoladę, a potem kładziesz się spać, a następnego dnia znów czujesz się słabo, włączasz serial, jesz czekoladę to raczej załapiesz ten sam stan. Prawda?
  2. Zrób coś pożytecznego. Coś, co sprawi, że będziesz z siebie dumny. To naprawdę poprawia nastrój i zmienia perspektywę. 

Łatwe rozwiązania, rzeczy proste dają chwilowe rezultaty, ale tak naprawdę zazwyczaj nie cieszą na dłuższą metę. Przyjęcie długofalowej perspektywy sprawia, że choć musimy podjąć większy wysiłek po drodze, to efekty bardziej cieszą. Wzrastamy i mamy lepsze życie 🙂 

Pamiętaj, że bycie w sytuacji przeciętnie komfortowej jest o tyle trudne, że nic nas nie boli tak bardzo, żebyśmy chcieli dokonać zmian. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *